Pośród kilkudziesięcio metrowych betonowo-stalowych bloków produkcyjnych, zniszczonych i spalonych od ciągłych bombardowań, drogą zasypaną gruzem, pyłem, śniegiem i popiołem, marszem przemieszczał się front piechoty, transporterów i czołgów. Siły armady Ordo Hereticus, służące Lord Inkwizytor Ameli Rosen, uznawanej przez lokalne siły i pół sektora Limes za zdrajczynię, pomimo braku zgody na działania od Adeptus Mechanicus, uparły się pomóc obrońcom w utrzymaniu głównej kuźni planety Kraguj'novac i wyzwoleniu jej spod szponów chaosu. Front złożony z imperialnych szturmowców, sióstr bitwy i astartes, po zabezpieczeniu przyczółka w północnej dzielnicy, powoli i ostrożnie zmierzał ku krańcom kuźni, gdzie zaobserwowano zmasowany desant marines chaosu. Plan inkwizycji był w miarę prosty, zająć jak najwięcej terenu, tak aby wykorzystać miejski teren jako ochronę i mieć możliwość wycofywania się, aby wykrwawiać wroga metr za metrem, by osłabł na tyle, by móc bezpiecznie przeprowadzić kontruderzenie.
Jedną z 20 metrowych dróg prowadzących przez kompleksy fabryczne, na czole frontu, pieszo szły zespoły szturmowców prowadzone przez cztery postacie w czarnych płaszczach i kapeluszach. Za nimi kilka transportowców Taurox Prime i czołg Land Rider manewrowały między wrakami pojazdów cywilnych i stertami gruzów, jadąc śladem piechoty.
Inkwizytorzy idący na czele, prowadzili spokojną rozmowę, urozmaicając sobie nudny marsz:
-Dwa lata minęły i dalej przez przeklętych Xenofilów uważają nas za zdrajców. Nadal nie dowierzam że zebrali na nas jakieś dowody, gdy nas nie było.- rzekł blady, krępy mężczyzna o czarnych, krótkich włosach. Znajdował się w grupie czterech kapeluszników najdalej z prawej, trzymając oparty o bark, spory dwuręczny młot energetyczny.
-Wbrew pozorom Egnerze, w naszym przypadku była to kwestia czasu, by dowody się znalazły. A że dopisało im szczęście, Fabrykator Generalny wolał uwierzyć im, niż nam.- odpowiedział wysoki i szczupły kapelusznik, o czarnej skórze, który idąc, opierał się o stalowy kostur. Jego łysą głowę z tyłu ozdabiał widoczny spod kapelusza cyberwszczep, z którego wystające kable znikały pod czarnym płaszczem.
-Zamiast gadać Mahmud, skanuj teren, inaczej wsadzę ci nie ten miecz, który byś tak strasznie chciał.- wtrącił trzeci, klepiąc miecz łańcuchowy zwisający u jego pasa. Jego brązowe oczy spoglądały łapczywie na czarnego kolegę, jakby mimo wszystko wizja takiej zabawy sprawiała mu przyjemność. Na brązowej twarzy, udekorowanej czarnym, gęstym i kręconym zarostem, pojawił się szeroki, śnieżnobiały uśmiech.
-Spierdalaj Sen. Właśnie przez takie otwarte podejście mają na nas dowody. Jakby się niektórzy z nas lepiej kryli, nie byłoby tylu problemów.- odgryzł się czarnoskóry, z wyraźnym gniewem w głosie. Powietrze jakby stało się jeszcze bardziej mroźne, by po chwili wrócić do normalności.
-W dodatku jak chcesz się zabawić, bierz Egnera, ja dziś obracam Sofiję.- rzucił Mahmud, teraz patrząc na ostatnią osobę w grupie, którą była kobieta, o niezwykle mocno bladej, niczym śnieg cerze i równie bladych blond włosach. Była niska, dokładnie półtora metra wzrostu, a wygląd bardzo dziecięcy przez młodo wyglądającą twarz i płaską kibić. Odpowiedziała mu tym samym pragnieniem rżnięcia w oczach, jakim i on na nią patrzył.
-Mahmud, ty mnie samego Senowi nie zostawiaj, bo mnie pojeb pokroi mojego…- chciał za żalić się Egner, ale nagle przerwał mu Mahmud.
-Milcz!- rzucił gniewnie murzyn, gdy jego ciało zaczęło się nagle trząść od drgawek. Oparł się mocno o kostur, zamknął oczy i wyciągnął rękę przed siebie.
-Coś idzie prosto na nas…- zamruczał.
-Kolumna stać!- krzyknął do słuchawki personalnego voxu Sen. Egner chwycił w obie ręce młot, ściągając go z barku. Sofija wyjęła pistolet typu Inferno i podeszła do jednej z drużyn szturmowców zajmujących już pozycje bojowe, kucając za jedną ze stert gruzu.
-Sierżancie, jakieś wyniki na auspexie?- spytała delikatnym głosem. Oficer spojrzał na zielony ekran wmontowany w karwasz jego pancerza karapaksowego.
-Nie pani, brak oznak ruchu wroga w zasięgu 50 metrów.-
Spojrzała wyczekująco na Mahmuda, który pomimo -5 stopni, pocił się z wysiłku umysłu. W końcu otworzył oczy z głębokim zaskoczeniem w ich spojrzeniu.
-Demony! Legion Tzeentcha nadciąga!- krzyknął do oddziałów, które odbezpieczyły karabiny hot-shot. Wieże Tauroxów zaczęły gorączkowo kręcić się szukając celów, a Land Rider dla lepszej pozycji do ostrzału wjechał na hałdę gruzu. Nastała chwila ciszy, zdająca się każdemu trwać wiecznie.
Nagle ziemia się zatrzęsła, niebo pociemniało, a temperatura gwałtownie spadła do mocnego mrozu. W błysku mnóstwa wielokolorowych wyładowań, zasłona rzeczywistości rozdarła się kilkadziesiąt metrów przed nimi, pozwalając wylać się na ulicę dziesiątkom demonów. Budynki i śnieg oświetlił blask z laserów i różnokolorowych płomieni. Szturmowcy starali się zdejmować ogniem z karabinów laserowych horrora za horrorem, jednak co któregoś zabili, to z jego zwłok dosłownie wyrastał kolejny. Demoniczne płomienie lejące się z ich paszczy, zalewały pozycje inkwizycji, paląc żołnierza za żołnierzem. Tauroxy i Land Rider otworzyły kanonadę ognia, masakrując poświęconymi pociskami kolejne stwory.
W pewnym momencie jedna z osłon wybuchła, a ukryty za nią oddział znalazł się w płomieniach, które scaliły ich ciała w jedną wielką żywą masę, z której zaczęły wyrastać szponiaste kończyny i zębate paszcze. Z wyrwy wyłonił się, idąc z wolna pośród potoku demonów, Pan Przemian. Uniósł rękę by rzucić kolejne zaklęcie, jednak Mahmud zrobił dokładnie to samo i zaczął z ogromnym wysiłkiem odbijać zaklęcia demona. Egner widząc jak oddział scalony teraz w pomiot chaosu kieruje się na Tauroxy, zaszarżował z młotem uniesionym wysoko i błyszczącym od wyładowań. Bestia spróbowała go pochwycić, ale zręcznie skoczył w bok, po czym zamachnął się obalając bestię pierwszym ciosem. Kolejne dwa ciosy z hukiem zmiażdżyły potwora, tak że jego kończyny opadły bezwładnie. Nie czekał długo i wskoczył w wir walki, w szczególności że nadlatywały teraz skrzydlate furie chcące go rozszarpać.
Sen koordynował poprzez vox oddziały, strzelając z boltowego pistoletu i dając się osłaniać Sofiji, która paliła pistoletem Inferno wszystko co zbliżyło się zbyt blisko, a jeśli to nie wystarczyło, kroiła przeciwnika na kawałki mieczem łańcuchowym.
-Szpica zgłoś się! Szpica zgłoś się!- krzyczał Sen do mikrofonu.
-Sssłuchammm…- odezwał się w słuchawce słaby, sykliwy głos, w którym brakowało jakichkolwiek emocji.
-Potrzebujemy was natychmiast!-
-Rozzzkazzz…-
-Land Rider! Skupić ogień na Panu Przemian!- wydał rozkaz Sen.
Czołg skierował na demona osiem ciężkich bolterów, multi-meltę, a nawet odpalił z pancerza rakietę przeciwpancerną. Kanonada spadła na skrzydlatego olbrzyma, masakrując go i po chwili zabijając, pozostawiając w miejscu w którym stał tylko duży błękitny płomień. Niestety Mahmud nie wytrzymał mocy psionicznej Pana Przemian, z uszu, nosa i ust ciekła mu krew, wykończony osunął się na ziemię i leżał tam już w bezruchu. Z wyrwy wyszła kolejna bestia, ta była dzika i wyglądającą niczym ogar, wielka jak czołg i pokryta kolcami. Wraz z nią na pole walki wjechał demoniczny rydwan, z którego grupa demonicznych pupili boga zmian Tzeentcha rzucała psioniczne płonące pociski w żołnierzy Ordo Hereticus.
Jednak nie tylko demony dostały posiłki. Nagle z okien budynków po obu stronach ulicy, wyskoczyli imperialni zabójcy. Z lewej w tłum horrów wpadło dwóch eversorów, szatkując demony i krzycząc szaleńczo w opętańczym zadowoleniu. Pomimo swego pochodzenia, horrory nie potrafiły zatrzymać tej brutalnej siły jaką zostały potraktowane i jedyny powód dla którego ich formacja się jeszcze nie załamała, to pojawianie się z ciał poległych kolejnych istot. Wraz z eversorami pojawił się culexus, który za cel obrał ogromnego ogara. Dłuższą chwilę toczył z nim walkę, skacząc wokół bestii i zadając jej liczne rany. W końcu jednak bestia straciła cierpliwość i złapała go w paszczę rozszarpując na kawałki, po czym zaszarżowała na Land Rider, taranując po drodze Egnera. Bestia zdeptała mu nogę i rękę, miażdżąc kości kończyn. Mężczyzna pozostał już na ziemi, wyjąc z bólu niezwykle przeraźliwie. Szczęśliwie Land Rider zdołał przetrwać szarżę bestii i pomimo jej próby przegryzienia pancerza, szybciej padła od ilości zabójczych pocisków, które wypluł z siebie czołg.
W tym samym czasie z prawej strony ulicy, na demoniczny rydwan z okna zeskoczyły trzy calliduski, masakrując załogę i ubijając bestie pociągowe. Nim jednak zdołały pomóc eversorom, kanonada psionicznego ognia spopieliła dwie, a trzecia utknęła za rydwanem przygwożdżona ostrzałem. Opór powoli słabł, eversorzy zaczęli padać od obrażeń. Jednak jak zakładał ich styl walki, żaden nie umrze nie zabierając ze sobą wroga. Obydwaj zamienili się w bomby melta, gdy ich serca przestały bić, niszcząc większość horrorów i prawdopodobnie zamykając siłą eksplozji wyrwę w osnowie. Gdy znikła, resztki żołnierzy zdołały zebrać siły by dobić pozostałe demony.
Sen rozglądał się po polu bitwy. Pokryta poważnymi poparzeniami Sofija klęczała nad Mahmudem, próbując pomóc mu usiąść. Egner dalej leżał i darł się z bólu, jak i cała grupa rannych, spalonych i pokrytych stopionym pancerzem, wciąż żywych ludzi. Więcej było jednak zabitych, którzy zaścielali ulicę po całej szerokości.
-Przeklęty Tzeentch!- zakrzyknął Egner, mrucząc zaraz pod nosem zgorzkniałym głosem:
-Teraz musimy zmienić plany tak, jak on to sobie zaplanował…-